+2
Tom Stedd 6 września 2018 22:35
Tradycyjnie nasze podróże muszą charakteryzować się niskimi kosztami (głównie dojazdu), dlatego na Łotwę droga wiodła najpierw WizzAirem z Warszawy do Wilna (39 zł od osoby), a potem LuxExpressem do Rygi (ok. 45 zł od osoby). Powrót to już bezpośredni przelot AirBaltic na Okęcie (ponad 100 zł od osoby).

W Wilnie mieliśmy tylko około czterech godzin przerwy (przejazd z lotniska do centrum pociągiem za 0,70 euro od osoby), ale i tak udaliśmy się na spacer, żeby poczuć po raz drugi klimat tego fajnego miasta (pierwsza wizyta miała miejsce rok temu). Bagaże można zostawić w płatnej przechowalni znajdującej się w podziemiach dworca kolejowego i stamtąd pieszo udać się do Ostrej Bramy i innych atrakcji turystycznych. My odwiedziliśmy zamkniętą poprzednim razem Cerkiew Św. Trójcy. Prace remontowe trwają, przez co świątynia ma wystrój bardzo ascetyczny. Dodatkowo w środku znajduje się wystawa o wydarzeniach z kijowskiego Majdanu sprzed kilku lat.







Tuż obok zlokalizowana jest instalacja artystyczna „Cela Konrada”, nawiązująca do „Dziadów” Adama Mickiewicza, który nawiasem mówiąc był bardzo związany z Wilnem mieszkając tam przez wiele lat.





W położonym kilkaset metrów dalej Kościele Św. Kazimierza znajdują się relikwie świętego Andrzeja Boboli, który służył w tym kościele przez 13 lat. Krypty kościoła robią spore wrażenie.







W tym momencie muszę zrobić reklamę LuxExpressowi. Kiedyś firma dość aktywnie działała na rynku polskim, ale obecnie skupiła się na innych krajach. Pierwszy raz mieliśmy okazję podróżować w tak komfortowych warunkach: na zwykłych miejscach siedzących przestrzeni na nogi było aż nadto, a w strefie komfortu można było prawie że leżeć. Jeśli doda się do tego wygodne fotele, ekran multimedialny, bazę filmów i dostęp do internetu, to pokonanie kilkugodzinnej trasy było niemal przyjemnością. Tak więc mogę polecić tę firmę każdemu – przejazd na trasie Wilno-Ryga przebiegł bez żadnych komplikacji, drogi były prawie puste. Dodatkowo można pokusić się o przejazd ze stolicy Łotwy do Estonii do Tallina, ale to już kilka dodatkowych godzin wyjętych z życiorysu.





Po przyjeździe do Rygi można odczuć, że dojechało się do sporego miasta europejskiego. Mnóstwo autokarów, duży ruch turystyczny, sporo samochodów na ulicach, gwar przy dworcu kolejowym i autobusowym to pierwsze obrazki, jakie przywitają turystów. Nie mogło zabraknąć również wielu meneli …

Należy pamiętać, że cała ludność Łotwy to niecałe 2 miliony ludzi, czyli niemalże tyle, co mieszka w samej Warszawie. Powierzchnia kraju nie jest jednak tak mała, jak mogłoby się wydawać. Łotwa to kraj nizinny, a najwyższe wzniesienie w kraju ma … 312 m n.p.m. W kraju widać wpływy niemieckie, rosyjskie i skandynawskie, szczególnie w budownictwie. Język jest niezrozumiały (podobny jest tylko język litewski), ale na szczęście prawie wszyscy mówią po rosyjsku lub po angielsku, albo tymi dwoma językami.



Walutą obowiązującą jest euro i nie jest tanio. Jeśli porówna się ceny w polskich dyskontach i łotewskich sklepów (dyskonty zagraniczne są praktycznie nieobecne), to jak na polską kieszeń ceny są wysokie. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich produktów i da się przeżyć nie wydając fortuny. W centrach handlowych wiele marek np. odzieżowych jest nieznanych w Polsce, ale spotkać można również i polskie marki, jak np. CCC, czy Reserved.



Na dworcu autobusowym znajduje się informacja turystyczna, gdzie można dostać mapy, przewodniki, foldery itp. Informacje są przeważnie kompletne. Inne punkty informacji można znaleźć na starówce.

Wspomnę tutaj o komunikacji publicznej – można przemieszczać się tramwajami, autobusami, trolejbusami i minibusami. Ceny przejazdu jednorazowego są dosyć wysokie (1,15 euro lub 2 euro za bilet kupiony u kierowcy), ale na szczęście można kupić bilety wielorazowego przejazdu lub okresowe. Są one dostępne w sieci sklepików Narvesen lub w automatach. Uwaga – kupując bilet 24 godzinny można podróżować wszystkimi środkami transportu równo dobę od momentu skasowania biletu (a właściwie odbicia karty z chipem), natomiast kupując bilety np. trzydniowe warto uważać, ponieważ są ważne od dnia skasowania, a nie od momentu skasowania. Dla przykładu: jeśli skasujemy bilet po raz pierwszy w czwartek o godzinie 16.30, to będziemy mogli na nim podróżować w czwartek do końca doby, przez cały piątek i sobotę do 23:59. Należy pamiętać, żeby bilety długookresowe za każdym przejazdem przystawiać do czytnika (na ekranie pojawi się termin ważności biletu).

Jak zawsze polecam zwiedzanie miasta na free-tourach. W internecie można znaleźć kilka różnych firm oferujących nieodpłatne spacery po mieście o różnej tematyce (np. starówka, sztuka, tereny poza starówką). Każdy znajdzie coś dla siebie. My dwukrotnie skorzystaliśmy z free-tourów, które dają ogólne wyobrażenie o mieście przed jego dokładniejszą eksploracją.

W internecie i w punktach informacji turystycznej znajdziecie mnóstwo informacji, co warto zobaczyć w Rydze i okolicy. My skusiliśmy się na kilka różnych miejsc i muzeów, w tym jeden skansen leżący poza miastem i dwa dalsze wyjazdy. Na pewno warto odwiedzić starówkę, pospacerować wąskimi uliczkami, w których na 100% zagubicie się nawet mając mapę. Punktem obowiązkowym jest wizyta w ponoć największym w Europie zadaszonym kompleksie hal targowych, żeby kupić różne produkty (głównie spożywcze). Ja nie mogłem oprzeć się najdłuższym arbuzom, jakie kiedykolwiek widziałem, a które nie przypominały za bardzo tych „kulek”, które można nabyć w naszych sklepach. O tym, co jest wyjątkowego w tych halach, nie będę pisał, ale warto znaleźć tę informację na własną rękę.







Ktoś ma chęć na kawior? Proszę bardzo – ceny poniżej.



A może skusicie się na samogon ryski sprzedawany przez tego pana? Może na kieliszeczek? A może na 6 litrowy zbiorniczek? Proszę bardzo – ceny poniżej.



Poniżej wstawiam zdjęcia najbardziej charakterystycznych miejsc w obrębie starówki.











































Ryga to również dramaty związane z II wojną światową i Holokaustem. Warto na pewno odwiedzić muzeum znajdujące się na terenie dawnego getta, w którym przeważają refleksyjne ekspozycje. Wstęp jest nieodpłatny.





















Sąsiednie ulice pamiętają czasy niemieckiej okupacji, a że wiele budowli znajduje się w dość opłakanym stanie, to spacer po nich może być emocjonującym przeżyciem.





Niedaleko od muzeum znajdują się pozostałości wielkiej synagogi. Akurat w czasie, gdy tam byliśmy, ruiny były niestety „areną” zabawy miłośników parkouru.



Jakie są jeszcze najbardziej charakterystyczne punkty Rygi? Na pewno wieża telewizyjna (leżąca dość daleko od centrum - chociaż optycznie nie wygląda to tragicznie, spacer do niej nie jest najlepszym pomysłem) oraz odpowiednik warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki.







Warto poświęcić ze dwie godzinki na zwiedzenie leżących koło siebie budynku biblioteki i muzeum kolejowego. Biblioteka to nie tylko duże zbiory książek, ale również wystawy, prezentacje i możliwość ujrzenia Rygi z wysokości kilkudziesięciu metrów. Wystawa plenerowa w muzeum kolejowym jest nieodpłatna, ale możliwość zwiedzenia ekspozycji wewnętrznej kosztuje już kilka euro.



























Ryga to także kilkadziesiąt różnych innych muzeów. My skusiliśmy się na muzeum farmacji, medycyny, wojny i czekolady. Do niektórych wstęp jest darmowy, ale do większości należy wykupić bilety wstępu.













































Muzeum czekolady to „przyzakładowe” muzeum firmy Laima. Na początek dostajemy kubeczek płynnej czekolady, w trakcie odwiedzin można zapoznać się z procesem produkcji, dawnymi i obecnymi wyrobami, a na koniec zrobić nieco tańsze zakupy w sklepiku firmowym.













Równie duże wrażenie, jak wizyta w muzeum, wywołuje wizyta w … łazience. Jest w niej po prostu bardzo ładnie ;)



Będąc miłośnikiem sielskości warto podjechać kilkanaście kilometrów do skansenu – muzeum etnograficznego. Wyeksponowanych jest w nim kilkadziesiąt budynków, a do części z nich można wejść. Szczerze mówiąc, to wizyta w tym miejscu średnio przypadła mi do gustu.















Komunikacją publiczną można dojechać również do Salaspils - byłego obozu koncentracyjnego, będącego raczej obozem pracy. W czasie okupacji niemieckiej zginęło w nim około 3.000 ludzi, w tym Polacy. W leśnej ciszy nie pozostało praktycznie nic po budynkach obozowych, ale utworzone jest niewielkie muzeum i ustawiono kilka dużych symbolicznych rzeźb. W miejscu, gdzie znajdowały się baraki dla dzieci, zostawiane są symbolicznie zabawki. Salaspils na pewno wzrusza i daje do myślenia. Co ciekawe, dawna nazwa Salaspils to Kircholm, czyli miejsce bitwy w 1605 roku w wojnie polsko-szwedzkiej o Inflanty.



















Będąc w Rydze warto wybrać się również do nadmorskiej miejscowości Jurmała. Jest to ogólna nazwa kilku miejscowości leżących na wybrzeżu, a dostać się tam można najlepiej pociągiem (koszt przejazdu w jedną stronę to 1,40 euro) lub busem. Bilet należy kupić do miejscowości Majori. Niedaleko stacji jest punkt informacji turystycznej, gdzie można dostać mapę miejscowości i całego wybrzeża. My spędziliśmy w Jurmali sporo godzin ciągle wędrując albo brzegiem morza, albo między miejscowościami letniskowymi. Niektóre ulice w Jurmali to enklawy bogactwa i nowoczesnych apartamentów. W parku można wspiąć się na wieżę i poobserwować widoki znad poziomu lasów.





















W Jurmali znajduje się klimatyczny dworek poetki łotewskiej Aspaziji (wstęp darmowy). Wystrój sprzed wielu lat połączony z interaktywną grą na zwykłym obrusie daje ciekawy efekt. Można przestraszyć się, gdy w budynku spojrzą na nas hologramowe Aspazija lub jej ulubione koty.











Ostatniego dnia pobytu w Rydze byliśmy świadkiem ciekawego wydarzenia. Ulicami przechodziły głośne grupy młodzieży skandujące jakieś hasła. Spacerując po starówce przekonaliśmy się, że podążały one na uroczystość uroczystego otwarcia roku akademickiego. Było i śmiesznie, i poważnie – ogólnie fajna inicjatywa.















Spędziliśmy na Łotwie tydzień i na pewno nie był to tydzień stracony. Prawdopodobnie Łotwa nie jest miejscem, o podróży do którego marzą nasi rodacy, ale warto przełamać się i zwiedzić ten kraj, a co najmniej Rygę. Jest to miasto łączące w sobie i bogate dzielnice, i zrujnowane domy. Piękna architektura i niszczejące budynki. Mnóstwo żuli koło dworców i europejska starówka. Kraj niewielki, zamieszkały przez niecałe 2 miliony ludzi - dumnych ludzi dbających o swój język i kulturę. Jak opowiadał nam na free-tourze lokalny przewodnik, bohaterem w szkole nie jest ten, kto jak w USA potrafi grać w koszykówkę, ale ten, kto … śpiewa w szkolnym chórze. Dziwne? Może niekoniecznie …































Co ciekawe, Łotwa w listopadzie będzie obchodziła 100-lecie odzyskania niepodległości, czyli Łotysze cieszą się tyle lat wolnością, co Polacy.



Nie macie pomysłu na nietypowy kraj? Wybierzcie Łotwę. Pojawia się tam coraz więcej turystów, więc śpieszcie się poznać to państwo zanim zostanie odkryty przez tysiące Azjatów.

Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

krystoferson112 9 września 2018 12:50 Odpowiedz
Fajna relacja, wycisnąłeś z Łotwy wszysto co możliwe, ja też polecam ten kraj, choć skośnoocy turyści już go ekplorowali w swoim stylu już 2 lata temu na Starym Mieście w Rydze.